Urząd Miejski w Świdnicy zajmie się opracowaniem miejskiego programu dofinansowania leczenia bezpłodności metodą in vitro. Radni przyjęli dzisiaj złożoną w tej sprawie petycję, pod którą podpisało się 842 osób.
Inicjatorką wprowadzenia programu jest świdniczanka Anna Gromek. – Petycja trafiła do Urzędu Miejskiego, pani prezydent, radnych. Program objąłby lata 2020 -2023. Leczenie komercyjne bezpłodności dla wielu jest dużym utrudnieniem. Pod petycją podpisało się wiele osób. Jak każdy program, wiąże się on z zabezpieczeniem środków. To kwota łączna przez cały okres trwania programu – 190 tys. zł. W tym roku byłoby to 40 tys. zł. Nie jest to kwota astronomiczna, która zaburzałaby budżet miasta. W kolejnych latach też byłyby to kwoty rzędu 50 tys. złotych – mówił, przedstawiając petycję, zastępca prezydent Świdnicy Szymon Chojnowski. – To dopiero początek drogi. Dziś głosujemy nad petycją. Jeśli uznamy, że jest zasadna, dopiero wtedy powstanie projekt uchwały – tłumaczył przewodniczący Rady Miejskiej Jan Dzięcielski.
Według wstępnych szacunków, z programu miałoby skorzystać 38 par. – Analizowaliśmy, jak to wygląda w innych miastach. 5 tys. złotych wynosi tam dopłata. Oszacowaliśmy wstępnie, że 38 par kwalifikuje się do programu. Gdyby wszystkie chciały, skorzystać to wydatkowalibyśmy na ten cel 40 tys. łącznie w tym roku i 50 tys. rocznie w kolejnych latach – mówił Szymon Chojnowski. – Pomysł wprowadzenia takiego programu zrodził się cztery lata temu. Zaczęliśmy się z mężem starać o drugie dziecko. Niestety, okazało się, że cierpię na endometriozę, która uniemożliwia mi zajście w ciążę. Jestem po trzech operacjach, dwie sfinansował Narodowy Fundusz Zdrowia, trzecią – ja sama. Odbyła się ona w Dortmundzie i kosztowała 50 tys. zł. Usunięto mi jajowody. Nie każdego stać na leczenie in vitro. W innych miastach to się odbywa, dlaczego nie mogłoby się odbyć u nas – wyjaśniała pomysłodawczyni Anna Gromek.
Dyskusja nad przyjęciem petycji wzbudziła gorącą dyskusję. – In vitro nie jest dobrym rozwiązaniem. To nie jest sposób leczenia, nie wpływa na podniesienie płodności u żadnego z partnerów. Jedynie wpływa na zapłodnienie w sposób mechaniczny. U dzieci urodzonych z metody in vitro przytrafia się 40 % więcej wad. In vitro jest sposobem zaspokajania własnych pragnień, potrzeby posiadania. To nie są moje przemyślenia, nie jestem specjalistą z tej branży, opieram się na badaniach ludzi współpracujących z organizacjami pro life – mówił radny Andrzej Ora. – Dyskusja na tym etapie jest niewłaściwa. Jeśli przyjmiemy petycję, rozpocznie się proces przygotowania uchwały. Wtedy będzie czas na analizowanie, czy to komuś odpowiada, czy nie. Niech każdy odpowie sobie przed własnym sumieniem, a wyrażanie woli powinno odbywać się wyłącznie przez głosowanie – prosił radny Tomasz Kępa.
– W latach 2014-2016 trwał pierwszy krajowy program leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego. Wygasł w lipcu 2016 r. Rząd PiS nie podjął inicjatywy przedłużenia programu i wsparcia rodzin bezpłodnych. Mówię jako kobieta, matka. Mam szczęście, że urodziłam w sposób naturalny. Tego szczęścia nie ma 20% par w Polsce. In vitro to jedna z możliwości zajścia w ciążę. Jest mi przykro, kiedy mężczyźni wypowiadają się o stanie zdrowia kobiety. Nie będziecie w ciąży, nie będziecie matkami. To my chcemy mówić o naszych uczuciach. Na początku wyliczenia mogą odbywać się tylko statystycznie. Nie sądziłam, ze dzisiaj Państwo wywołacie taką dyskusję. Tak, rzeczywiście nie zawsze udaje się zajść w ciążę w trakcie in vitro. To ok 30 % szans. 20 % ciąż, do których dochodzi naturalnie, również obumiera. Metoda in vitro w świecie jest praktykowana od lat. Na świecie rodzi cię co roku ok. pół miliona niemowląt. Dotychczas urodziło się 8 milionów. W Polsce ok 1,5 miliona par cierpi z powodu niemożności posiadania własnego potomstwa. In vitro rodzi negatywne skutki, głównie dla kobiety. Musi się ona poddać terapii hormonalnej, ale kobiety, które się decydują, są gotowe na to, bo dla nich dziecko jest wartością największą. Popieram inicjatywę, która pozwoli świdnickim kobietom zajście w ciążę – mówiła prezydent Świdnicy Beata Moskal-Słaniewska.
– In vitro do dziś na całym świecie nie jest jednoznaczne. Nie wiem, czy jako samorząd powinniśmy się zajmować takim działaniem. To nie chodzi o kwestie finansowe, chodzi o kwestie moralne i etyczne. Mam wątpliwość, wielu Polaków ma wątpliwość i trzeba to szanować. Czy ingerencja mechaniczna jest słuszną drogą, chyba nie – mówił radny Krzysztof Lewandowski.
O zaprzestanie dyskusji prosił radny Wiesław Żurek. – Po raz kolejny mamy festiwal demagogii na tej sali. Dlaczego nie posłuchaliście radnego Kępy? Miałem nie zabierać głosu, bo, jak powiedział kolega, jest to kwestia sumienia. Ale smutne, że w tym państwie sprawami zdrowia zajmują się nie specjaliści, a politycy. Głosujmy każdy, jak mu sumienie podpowiada. Odstawmy przynależności polityczne. Tematy z punktu widzenia medycznego są skomplikowane. Opinii z obu stron można znaleźć mnóstwo. To na razie głosowanie nad petycją, później może odbędą się jakieś spotkania z inicjatorkami. Jeśli jest grupa społeczna, dla której jest to coś niezmiernie ważnego, zachowujmy się należycie. Większość świdniczan się na tym nie zna, niemniej jako radni podejmijmy decyzję zgodnie z sumieniem – prosił.
– To nie są łatwe tematy, dla nas również. Jest to temat drażliwy dla wszystkich. Nie potępiam kobiet, które dążą do takiego zapłodnienia, nie wiem, jak sama bym się zachowała, ale mamy prawo do swoich poglądów, nie możemy być za to dyskryminowani – mówiła radna Luiza Nowaczyńska.
Ostatecznie za przyjęciem petycji głosowało 14 radnych, ośmiu było przeciwko.
O metodzie in vitro można przeczytać w wywiadzie z Anną Gromek tutaj.