Znalezienie partnera lub partnerki na całe życie to jedno z najpoważniejszych wyzwań, z którym się mierzymy. Intensywne poszukiwania współcześnie rzadko kończą się sukcesem, na co wpływa fakt, że zmienił się ich charakter – przez setki lat prowadzono je w rzeczywistym świecie. Obecnie coraz częściej mają one miejsce w wirtualnej rzeczywistości. Jak się tam nie zgubić? I czy w ogóle da się w niej kogoś znaleźć?
Jak kochali nasi dziadkowie?
Budowanie relacji międzyludzkich jest jedną z najbardziej naturalnych aktywności, która pomaga nam przetrwać. Bez tego nasi przodkowie nie byliby w stanie poradzić sobie czy to ze zdobywaniem pożywienia, czy też z opieką nad dziećmi. Bez więzi dających poczucie bezpieczeństwa nie doszłoby nawet do porzucenia koczowniczego trybu życia! Zanim jednak stwierdzimy, że kiedyś było lepiej, ludzie się wspierali, a całożyciowe związki były normą, pamiętajmy, że od tamtego czasu wiele się zmieniło, a my w inny sposób podchodzimy nawet do zawierania znajomości. Jeszcze kilkanaście lat temu początki relacji przyjacielskich lub romantycznych wyglądały podobnie. Konieczne było wyjście z domu oraz włożenie wysiłku w daną aktywność, która towarzyszyła poznawaniu drugiego człowieka. Czasami oznaczało to odkładanie pieniędzy, aby wybrać się na dyskotekę do sąsiedniej miejscowości, kiedy indziej pomoc w przeprowadzce albo konieczność udania się na spotkanie pasjonatów kina, aby obejrzeć dobry fi lm. Niezależnie od rodzaju aktywności bez poniesienia pewnych kosztów – materialnych lub nie – było to niemożliwe. Naukowcy twierdzą, że mamy skłonność do większego angażowania się w te sprawy, w które już włożyliśmy pewien wysiłek. Wiąże się to z bilansem zysków i strat, który często – choć nie zawsze świadomie – wykonujemy w swojej głowie. Mając to na uwadze łatwiej zrozumiemy, dlaczego dzisiejsze relacje są znacznie mniej trwałe. Poznanie kogoś zajmuje nam kilka chwil i w każdym momencie jest przecież na wyciągnięcie ręki. Wystarczy sięgnąć po telefon lub komputer, skorzystać z portalu społecznościowego, napisać do kogoś, kto jest członkiem tej samej grupy co my i… już! Myśl o łatwości i potencjalności poznawania jeszcze ciekawszych, jeszcze ładniejszych lub jeszcze mniej wymagających ludzi jest więc niesłychanie pociągająca i równie niebezpieczna.
Miłosny trójkąt Sternberga
Zaangażowanie, na które przed chwilą zwróciliśmy uwagę, jest jednym z trzech kluczowych elementów, który został wyróżnionym przez amerykańskiego psychologa, Roberta Sternberga. To właśnie on jest autorem trójczynnikowej koncepcji miłości, która – wbrew pozorom – nie odnosi się wyłącznie do relacji romantycznych. Wspomniany naukowiec wyróżnił aż 8 rodzajów miłości, wśród której – poza kompletną – znajduje się m.in. przyjacielska, fatalna oraz ślepa. Wśród wymienionych przez niego składników poza zaangażowaniem znajduje się intymność i namiętność. Pierwszy z tych elementów odnosi się do świadomej decyzji o tym, że działania na rzecz relacji mają przekształcić ją w coś trwałego. Drugi z nich przede wszystkim wiąże się z zaufaniem, dzieleniem się ze sobą zarówno tym co dobre, jak i złe oraz szacunkiem i pewnością, że można na siebie liczyć. Z kolei ostatni w największym stopniu bazuje na silnych emocjach, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, które mają wiele wspólnego z pragnieniem bliskości i przypływem energii. Trzeba jednak pamiętać o tym, że miłość – tak samo jak każde inne uczucie – ewoluuje. To oznacza, że proporcje tych trzech elementów, w zależności od etapu, na którym znajduje się dana relacja, ulegają zmianom. Chociaż zmniejszone natężenie namiętności lub zaangażowania może niepokoić, to spokojnie – jest czymś zupełnie normalnym.
Gdy randkowanie staje się niebezpieczne…
Współczesne poszukiwania partnerów i partnerek często kończą się niepowodzeniem. Jest to związane między innymi z tymi, że mające ułatwiać ich znalezienie portale matrymonialne rzadko wymagają od użytkowników intymności i zaangażowania. Naukowcy z Uniwersytetu Wiedeńskiego wzięli pod lupę najpopularniejszego obecnie wśród aplikacji randkowych Tindera. Wyniki ich badań zdecydowanie powinny skłaniać nas do refleksji. Co ciekawe, już sama liczba osób, z którą możemy się spotkać, pogłębia m.in. problemy z rozkojarzeniem. Ponadto powoduje, że kolejne randki traktujemy niezobowiązująco, niezmiennie mając nadzieję na znalezienie partnera lub partnerki idealnej. Według wspomnianych badaczy bardzo częste korzystanie z aplikacji wzmaga także strach przed całożyciowym singielstwem. Co więcej, przeglądanie innych profili – często skrajnie wyidealizowanych – wpływa negatywnie na naszą samoocenę. To z kolei może mieć związek z tym, że w wielu przypadkach po internetowych rozmowach do spotkania nawet nie dochodzi. Powód? Zarówno my sami, jak i inni ludzie wydają nam się mniej interesujący, mniej atrakcyjni i bardziej banalni aniżeli w rzeczywistości. Ponadto częste korzystanie z platform takich jak Tinder zwiększa naszą szansę na uzależnienie od nich m.in. ze względu na algorytm nagradzający częstych użytkowników! Jeśli więc prowadzisz tam poszukiwania swojej drugiej połówki, rób to z głową!
Projekt „Świdnica przeciw przemocy” realizowany w ramach Programu „Sprawiedliwość” finansowanego ze środków funduszy norweskich i środków krajowych. Autor tekstu: Magdalena Maciejewska.