Nauczycielka, literatka, scenarzystka i dumna babcia. Ostatnio wskrzesza ducha dawnych audycji radiowych w dialogach własnego autorstwa. O spotkaniach z niezwykłymi gośćmi, książce, spektaklach i szydełkowaniu rozmawiamy z Mariolą Mackiewicz.
* Kim Pani chciała zostać w dzieciństwie?
– W dzieciństwie namiętnie czytałam książki i miałam szczęście, bo obdarowywano mnie nimi przy każdej okazji. Uchylono mi w ten sposób drzwi do raju, bo książki dawały mi szansę odkrywania różnych światów. Marzyłam wówczas o podróżowaniu, ale też o karierze gimnastyczki, bo należałam do grupy akrobatycznej… Zostałam nauczycielką i był to świadomy wybór, którego nie żałuję.
* Co, według Pani jest najtrudniejsze w pracy nauczyciela, a co w nauczaniu sprawia Pani największą satysfakcję?
– Trudne bywa zainteresowanie uczniów niektórymi utworami literackimi, bo nieco się zestarzały, a kanon lekturowy ciągle obowiązuje. Ogromną satysfakcję przynosi mi praca z uczniami, których fascynują zjawiska kulturowe i pięknie rozwijają swoje humanistyczne zainteresowania, startując w olimpiadach czy konkursach. Kibicuję im z całego serca.
* Poprowadziła Pani wiele spotkań autorskich z wybitnymi postaciami, która z nich najbardziej zapadła Pani w pamięć i dlaczego?
– Sporo było tych spotkań i wszystkie okazały się niezwykłe. Miałam odwagę już jako nastolatka (w czasach komuny i ograniczeń paszportowych) napisać list do walońskiego pisarza Paula Birona, który zaprosił mnie do Belgii i mogłam uczestniczyć w jego wieczorach autorskich. Ze spotkań bardziej współczesnych wspominam często podróż w jednym przedziale z Tadeuszem Różewiczem na trasie Wrocław – Kraków. Bardzo osobista i długa była nasza rozmowa. Manuela Gretkowska, której twórczość chłonęłam od lat, przysyła mi czasem smsy, bo po spotkaniu nawiązała się między nami nić sympatii. Nie zapomnę też szczerego zachwytu Wojciecha Pszoniaka, gdy pokazywałam mu Kościół Pokoju w Świdnicy. Joanna Kulig również zwiedzała ten zabytek w moim towarzystwie i śpiewała spontanicznie psalmy wraz z uczestnikami mszy. Cezary Żak ujął mnie poczuciem humoru, a wywiad z nim iskrzył. Janusz Chabior w kowbojskim kapeluszu zajechał pod teatr czarnym fordem mustangiem, po czym kupił mnie swą wrażliwością. Zaś aktor Krzysztof Kowalewski objawił mi się jako człowiek z wielką klasą. Wiele wspomnień zachowałam. Warto je kiedyś spisać być może…
* Jest Pani autorką książki, w której w niezwykły sposób łączy Pani zapachy ze wspomnieniami. Skąd pomysł i inspiracja na tak oryginalną publikację?
– W mojej rodzinie była osoba z nadwrażliwością zapachową i dlatego przez długie lata nosiłam w sobie pomysł na książkę o świecie niekonwencjonalnych zapachów. Aż w końcu nadszedł ten czas, by słowami wykreować wonne uniwersum. A nie było to łatwe, zwłaszcza że zapachy trudno sklasyfikować czy opisać, wszak bywają nie tylko przyjemne i przykre, ale też… głośne i ciche. Zapachy wiążą się z miejscami, przedmiotami, osobami i sytuacjami. Są efemerydami i ich ulotność wymaga szczególnej uwagi. Świetnie powiązały się z treścią książki artystyczne fotografie autorstwa Bożeny Pytel, która wyczuła klimat mojej opowieści, za co jestem jej wdzięczna.
* Czy „Koniec świata zapachów” zawiera wątki autobiograficzne i jak wyglądała praca nad książką?
– Książka jest bardzo osobista, ale Magdą, główną bohaterką, nie jestem ja sama. To pewna kreacja dla potrzeb tej historii, choć przy budowaniu postaci wykorzystałam cechy kilku znanych mi kobiet. Natomiast świat przedstawiony w utworze odbija w aluzyjny sposób nasze miasto z lat 60. i 70. minionego wieku, przy czym ważny jest klimat ówczesnej Świdnicy. Zainteresowałam się przy okazji pisania książki olfaktologią (nauką o zapachach), by znaleźć wyjaśnienie dla tajemniczych odczuć zmysłowych. Tworzyłam pierwsze rozdziały nieśmiało, a efekty mojej pracy na bieżąco oceniały bliskie koleżanki i ich zachęta dawała mi motywację do dalszej pracy.
* Jest Pani autorką scenariuszy teatralnych. Który ze spektakli jest Pani ulubionym i dlaczego?
– Oczywiście mam szczególną słabość do „Samych Obcych”, bo są w tym spektaklu przetworzone obrazki zapamiętane przeze mnie z dzieciństwa. Ja i moi bliscy żyliśmy kiedyś w barwnym, różnorodnym, wielokulturowym świecie, gdzie wszyscy byli w jakimś sensie obcy, ale umieli żyć obok siebie. A że scenariusz został zrealizowany jako performatywne czytanie przez grupę dorosłych alchemików działających w ŚOK-u, czuję wielką radość. Dotarły do mnie też miłe komentarze publiczności, która wysoko oceniła nasz spektakl wyreżyserowany przez Juliusza Chrząstowskiego, a pięknie oprawiony muzycznie przez Dariusza Jarosa. Wzruszyliśmy, pobudziliśmy do wspomnień, wyczarowaliśmy dawny świat, a to bezcenne.
* Co uważa Pani za swoje największe życiowe osiągnięcie?
– To…że mam cudnego wnuka Joszka…, że nie nudzę się nigdy,… że mam wspaniałych ludzi wokół…, że potrafię cieszyć się drobiazgami…
* Co lubi Pani robić w wolnym czasie?
– Od lat zajmuję się rękodziełem: obrazy, biżuteria, ozdoby. Moimi chustami z wełny obdarowałam wiele osób, nawet Annę Dymną. Przed Bożym Narodzeniem świąteczne anioły szydełkowe ofiarowałam na aukcję, by wspomóc nasz barokowy zabytek na pl. Pokoju. W tym dzierganiu jest jakiś sens, bo można stworzyć niepowtarzalne upominki.
* Czynnie uczestniczy Pani w projekcie i występach teatralnych? Czy według Pani kultura i teatr w Świdnicy mają się dobrze?
– Zawsze jestem zaangażowana alchemicznie… Aktualnie realizujemy projekt „Sułkopodobni”, co uaktywniło członków naszej grupy w czasie pandemii. Okazało się, że i temu zadaniu sprostali doskonale moi przyjaciele – dorośli alchemicy, bo ujawniły się ich kolejne talenty, ale i dystans do samych siebie. Wskrzeszamy ducha dawnych audycji radiowych w dialogach mojego autorstwa, a przy tym nasze duety i tercety głosowe inteligentnie bawią publiczność. Podziękowania za sprawność produkcyjną i montażową kieruję do Halinki Szymańskiej, Pawła Zająca i Krzysztofa Kowalewskiego. Dzięki nim powstanie aż 9 nagrań, co dowodzi, że kultura w Świdnicy nie uległa hibernacji. Zachęcam wszystkich do słuchania!
* Jakie ma Pani plany na przyszłość?
– Mam do opracowania cenne listy z zesłania kapłana z Kresów, który powierzył mojej rodzinie swą korespondencję i pamiętniki. To nowe wyzwanie, by uwiecznić czyjeś przeżycia. Zawsze jest coś do zrobienia…
Zdjęcia nadesłane
Pingback: Odbiorą nagrody za osiągnięcia artystyczne. Przed nami inauguracja roku kulturalnego - mojaswidnica.pl