Od tej filigranowej dziewczyny zależy komfort cieplny w kilku tysiącach świdnickich mieszkań. Ania Kulej w sierpniu została mistrzem w Dziale Źródeł Ciepła w świdnickim MZEC. Na swojej zmianie nadzoruje pracę ciepłowni i sieci przesyłowej, mając do dyspozycji nowoczesne systemy pomiarowe i sterownicze oraz trzech pracowników. Ma 26 lat, tytuł inżyniera i niebawem bronić będzie pracy magisterskiej.
* Kobieta w tak męskiej firmie i tak męskiej profesji? Jak się tu odnalazłaś?
– Nie spodziewałam się, że znajdę się w tak zgranym zespole i że zostanę tak dobrze i życzliwie przyjęta. Kiedyś brałam udział w pewnej rekrutacji, gdzie od razu powiedziano mi, że wolą mężczyznę. W MZEC od dnia złożenia aplikacji czułam przychylność i otwartość na to, co mogę dać firmie. Czułam myślenie wolne od stereotypów.
* Właśnie stereotypy podziału ról społecznych były zaczynem feminizmu. Czy jesteś feministką?
– A widzisz mnie na barykadzie? A tak poważnie, uważam, że kobiety mają wiele cech, które we współczesnym świecie są coraz bardziej doceniane. Dostrzega się ich dokładność, sumienność, zaangażowanie i chęć współpracy, a nie dominowania i okopywania się we własnych przekonaniach. Na studiach, początkowo na Politechnice Wrocławskiej, a teraz na Politechnice Warszawskiej, miałam do czynienia głównie z mężczyznami i wtedy nabrałam przekonania, że w przeciwieństwie do nich, kobieta potrafi słuchać, analizować i wyciągać wnioski… Jeśli jeszcze kobieta będzie potrafiła przezwyciężać słabości i nieco stępić kobiecą wrażliwość – droga do kariery i samorealizacji stoi otworem.
* Ale męski świat jest zero-jedynkowy, a Ty z racji pracy zderzasz się z nim. Nie boli?
– Zderzam się od dzieciństwa, bo mój tato wiele lat pracował jako żołnierz zawodowy. Był na misjach i wojskowy rygor, a może lepiej – dyscyplina – panowały w domu. Tato w domu był dowódcą, a w zamian za podporządkowanie, dawał mi i bratu bezpieczeństwo, solidność i pracowitość. To dowodzenie przejęłam od niego, ale tylko w domu i w związku, gdzie staram się twardo domagać respektowania mojego zdania. W relacjach zawodowych przeciwnie, wolę słuchać i dyskutować. I tak wsłuchując się w zero-jedynkowe komunikaty, jestem w stanie znajdować optymalne z punktu widzenia zarządzania rozwiązania.
* Mówisz jak urodzony prezes…
– W dzieciństwie marzyłam, by być dyrektorem banku albo prezesem czegoś bliżej nieokreślonego, przy czym po latach edukacji, pod koniec liceum miałam już ułożoną w głowie drogę w zupełnie innym kierunku. Studia na wydziale mechaniczno-energetycznym we Wrocławiu miały być tylko pierwszym stopniem do magisterium na najlepszej politechnice w kraju, tej warszawskiej. Dwa lata spędziłam w pociągach na trasie Świdnica-Warszawa-Świdnica, godząc studia z pracą w jednej z wielkich świdnickich firm.
* Niedługo święta, jest duże prawdopodobieństwo, że któraś zmiana w dyspozytorni wypadnie Ci w dzień świąteczny. Będziesz miała czas, by pomóc mamie przy kuchni w świątecznych przygotowaniach?
– Raczej nie przy kuchni, bo kompletnie nie umiem gotować. Uwielbiam świąteczny barszcz mojej mamy i choć to prosta zupa, nie potrafiłabym go zrobić. Kiedyś się nauczę.
* W MZEC-u wszyscy mówią o Tobie „nasza Ania”. Dajesz się lubić?
– Tu pracują fantastyczni ludzie, ciepłownicy z wieloletnim stażem i wielkim bagażem doświadczeń. Trafiając między nich, chcąc czerpać z tego doświadczenia, muszę być bardziej nasza niż obca. Chyba mnie też trochę lubią, bo ostatnio ochrzcili mnie Calineczką.
Foto: D. Gębala
Malgorzata
15 grudnia, 2020 at 10:48 am
Jestem dumna ze swojej córki .Super super Super