Na świdnickim cmentarzu przy al. Brzozowej w poniedziałek, 1 sierpnia odbyło się ostatnie pożegnanie Jana Zbigniewa Kuczyńskiego, radnego I kadencji Rady Miasta Świdnicy, pierwszego prezesa Towarzystwa Partnerstwa Miast. Po ponad dwóch dekadach spędzonych w wielkopolskim Kępnie powrócił do Świdnicy, którą tak bardzo ukochał.
Jan Zbigniew Kuczyński urodził się niespełna trzy miesiące przed końcem II wojny światowej w Krośnie. Wraz z rodzicami i starszym bratem przybyli do Świdnicy w latach pięćdziesiątych i zamieszkali przy ul. Kościelnej. Od 1961 roku uczył się w I Liceum Ogólnokształcącym, wychowawczynią była Barbara Maria Przyborowska, która potrafiła scementować klasowe więzi na długie lata – spotykali się na zjazdach absolwentów, dopóki Zbyszkowi zdrowie pozwalało, a potem utrzymywali kontakt telefoniczny.
Koledzy pamiętają, że świetnie grał na gitarze, kolekcjonował znaczki i zapałczane etykiety, uwielbiał górskie wędrówki. Ta ostatnia pasja zaowocowała później zdobyciem odznaki Przewodnika Sudeckiego. Dość wcześnie zmarł jego ojciec, a rolę głowy rodziny przejął z powodzeniem starszy brat Wiesław, znany niegdyś świdnicki adwokat. Po maturze ukończył Studium Ekonomiki Transportu i rozpoczął pracę zawodową. Związany był między innymi z „Reniferem” i Spółdzielnią Transportu Wiejskiego, w której w latach osiemdziesiątych współtworzył struktury Solidarności.
Po pierwszych wyborach samorządowych w 1990 roku zasiadał w Radzie Miasta z ramienia Komitetu Obywatelskiego. Pracował w komisji Oświaty, Sportu i Turystyki oraz w komisji Handlu, w której współtworzył zasady prywatyzacji świdnickiego handlu. – Jego praca w samorządzie Świdnicy była zawsze poparta przygotowaniem merytorycznym – powiedziała na pogrzebie prezydent Beata Moskal–Słaniewska – co pozwalało mu dobrze rozważać wszystkie argumenty, bez zacietrzewiania zabierać głos, podpowiadać rozwiązania, kiedy była taka potrzeba.
Współtworzył Towarzystwo Partnerstwa Miast jako alternatywę dla urzędowych kontaktów między władzami gmin czy samorządami, w którym istotę stanowiła współpraca między mieszkańcami Świdnicy i jej miast partnerskich. Został jego pierwszym prezesem. Życie pisało mu scenariusz pełen niespodziewanych zwrotów. Otwarte i zawsze pełne gości mieszkanie na ul. Siostrzanej po małżeńskich perypetiach zamienił na samotność w noclegowni w Kępnie. Jego licencja sędziego międzynarodowego sportów motorowych na nic zdała się, kiedy choroba przykuła go do wózka i nie pozwoliła na dalsze wypady z komunalnego mieszkania, którym cieszył się tylko trzy lata.
Zmarł w wieku 77 lat. Do ostatnich chwil tęsknił za Świdnicą i interesował się każdą odnowioną kamienicą, nowym chodnikiem, skwerem czy parkiem.
tekst użyczony