Z jej kreatywnych lekcji historii online korzystają uczniowie ze Świdnicy i całej Polski. Jak mówi sama o sobie, najlepiej wychodzi jej opowiadanie. Nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu, kocha zwiedzać i poznawać nowe kultury. W swoim podróżniczym CV ma już wpisanych około 40 państw z różnych stron świata. Swoje wyprawy w ciekawy sposób relacjonuje na blogu belferwpodrozy.pl, zyskując także rosnącą popularność na Instagramie. W przyszłości najchętniej zamieszkałaby w Japonii, a wolnych chwilach uwielbia zaszyć się na działce. O edukacji i podróżowaniu w czasach koronawirusa rozmawiamy z Marzeną Ziębą.
*Dlaczego postanowiła zostać Pani nauczycielem?
– Zawsze chciałam zostać nauczycielem. Pamiętam, jak moja mama opowiadała, że, gdy byłam 5-6 letnim dzieckiem, to sadzałam moje pluszaki i je uczyłam. Bycie nauczycielem zawsze było moim marzeniem, tylko że nauczycielem biologii!
*To dlaczego ostatecznie stanęło na historii?
-Zrządzenie losu! Na pewno wpływ na taką decyzję miała pani Zofia Skowrońska-Wiśniewska, mój nauczyciel historii. Tak naprawdę bardzo późno zaczęłam interesować się historią, w ostatniej klasie liceum. Na maturze zdawałam biologię, ale studia wybrałam już historyczne.
*Jakie cechy powinien mieć dobry nauczyciel?
-Nauczyciel
powinien mieć jakiś autorytet. Jednak taki autorytet w obecnych czasach jest
ciężko zbudować.Nauczyciel musi być otwarty, musi słuchać uczniów, ale musi
też być stanowczy. Trzeba mieć swoje zdanie. To, co ja bardzo cenię, to też
konsekwencja w tym, co się mówi i co się robi. Dzieci
lubią uporządkowanie, lubią jasne i klarowne zasady.
*Czy obecny system edukacji powinien się trochę zmienić?
-Trochę? Bardzo! Mamy totalnie przeładowany program nauczania. Brak miejsca na swobodę działania, uczenie pamięciowe czy brak uczenia doświadczalnego. Naprawdę mogłoby się zmienić wiele.
*Wobec sytuacji spowodowanej przez koronawirusa i faktem, że epidemia sparaliżowała nasz system szkolnictwa, postanowiła Pani uczyć w internecie. Skąd pomysł na realizację lekcji online za pomocą platformy YouTube?
-Czysty przypadek. Jest to poniekąd spowodowane tym, co robię poza szkołą. Rok czy dwa lata temu usłyszałam od swoich uczniów, że „pani to powinna vloga prowadzić”. Dla mnie był to temat z krainy czarów, nie za bardzo wiedziałam, o co w tym chodzi. Zaczęłam to wówczas zgłębiać, ale nie miałam na to czasu. Gdy zaczęło się całe zamieszanie związane z koronawirusem, to pamiętam, że w czwartek po raz pierwszy nie poszliśmy do szkoły. Mieliśmy się wtedy przez dwa dni komunikować z uczniami przez dziennik elektroniczny. Potem strasznie mi to ciążyło. Zaczęłam się zastanawiać, jak trafić do uczniów, gdzie jeszcze kompletnie nie było mowy o czymś takim jak nauczanie na odległość. Stwierdziłam, że wykorzystam to, co potrafię najbardziej, czyli opowiadać. Okazało się, że technicznie nie było to trudne do realizacji na takim poziomie, na jakim chciałam to robić i pierwszą lekcję nagrałam już w poniedziałek. Powiedziałam sobie, że idę na żywioł. W marcu dalej nie wiedzieliśmy, jak nauczanie będzie wyglądało, zwodzono nas terminami. W między czasie ja nadal nagrywałam swoje lekcje. I kiedy zapadła już oficjalnie decyzja, że będziemy nauczać zdalnie, to zadałam swoim uczniom pytanie, czy taka forma im odpowiada. Odzew był jak najbardziej pozytywny. Zostałam więc przy sprawdzonej formie nagrywania. Tygodniowo publikuję 6-7 filmów. Czasami jest ich trochę mniej. Zależy od programu. Jak wypadają sprawdziany, to wtedy nie ma filmów.
*Podróżowanie od zawsze było Pani pasją?
-Wszędobylstwo, nieumiejętność siedzenia w jednym miejscu i niespokojna duszato ja. Takie poważne podróżowanie zaczęło się mniej więcej w 2010 roku. Wcześniej to były wyjazdy na wakacje z dzieckiem, ale z zastrzeżeniem, że nie siedzimy, nie leżymy, tylko coś musimy zobaczyć. Moją pierwszą dużą podróżą, która mocno mnie przewartościowała, była podróż do Indii. Po tym, co zobaczyłam w tym kraju, doszłam do wniosku, że bardzo mało wiem o tym świecie, a strasznie dużo mam. Wtedy właśnie pojawiła się ta niesamowita ciekawość tego, jak żyją inni. I już od 10 lat staram się zwiedzać świat i poznawać inne kultury.
*Kambodża, Kuba, Tajlandia, Chiny, Japonia, Gruzja, Armenia czy Azerbejdżan. To tylko niektóre z państw, które udało się już Pani odwiedzić. Łącznie na koncie jest już blisko 40 dalekich podróży. Można powiedzieć, że okrążyła już Pani prawie cały świat!
-Chyba jeszcze nie! Na tę chwilę kompletnie nie ciągnie mnie do Ameryk. Jakbym się zdecydowała, to prędzej wybiorę Amerykę Południową niż Północą, ale raczej nie mam tego w planach. Co innego Azja!
*Do którego z krajów, które udało się odwiedzić, chciałaby Pani wrócić jeszcze raz?
-Indie.
*Dlaczego?
–Indie zrobiły porządek w moim umyśle. To kraj, gdzie widziałam śmierć na ulicy, niesamowitą biedę. Miałam okazję być w lokalnej szkole. W takiej wiejskiej, bez prądu, z dziurami w suficie, z zagrzybionymi ścianami. To było państwo, które mnie uświadomiło, że bardzo często nie doceniamy tego, co mamy tutaj. Cały czas gnamy, pieniądz rządzi światem, a tak naprawdę czasami wystarczy jakaś prosta rzecz…
*Kraj w którym chciałaby Pani zamieszkać?
-Zdecydowanie
w Japonii. Cudowna, uporządkowana, wszystko tam jest proste i logiczne. W Japonii
bardzo urzekł mnie szacunek do drugiego człowieka, zachowanie dystansu i nie
wchodzenie w jego przestrzeń.
*Czy podczas którejś z podróży zdarzyła się jakaś sytuacja, że obawiała się Pani o swoje bezpieczeństwo?
– W Maroku. Miałam tam nieprzyjemną „przygodę”. Zwodzono mnie, oprowadzając po uliczkach. Na końcu w wąskiej uliczce z zakamarkami zażądano pieniędzy. Przyznaję, że był to duży dyskomfort. Ogólnie w Maroku jako kobieta w rozpuszczonych włosach nie czułam się bezpiecznie. Może to jakieś stereotypy, ale po prostu mówię o swoim odczuciu.
*Z kim wybiera się Pani w tak dalekie podróże?
– Mam dwie koleżanki, z którymi podróżuje. Z jedną jeździmy na te bardzo dalekie wyprawy. Z kolei z drugą organizujemy sobie te bliższe wycieczki.
*Rodzina nie boi się Pani puszczać na tak dalekie eskapady?
–Nie ma na to wpływu! (śmiech). Jestem taką osobą, że nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mnie ograniczał. To jest dla mnie taki priorytet, żeby mieć tę wolność i dostaję to. Nie mam z tym problemu.
*Koronawirus sprawił, że w większości zostały zamknięte granice. Nie można podróżować, jesteśmy uziemieni. Wobec tego w ostatnim czasie zaczęła Pani uprawiać turystkę lokalną?
-Ryszard Kapuściński mówił, że podróżowanie to choroba nieuleczalna. Przed wybuchem pandemii udało mi się jeszcze być na Cyprze. Po tym, jak wróciłam z Cypru, wprowadzono zakaz przemieszczania się. Dla mnie to była niesamowita trauma, nie mogłam podróżować. Dlatego musiałam poszukać alternatywy. Początkowo były nią lasy, łąki i pola, żeby gdziekolwiek wyjść. Później skoncentrowałam się na ruinach starych pałaców i zamków, gdzie nikogo nie było, nie są biletowane i można było w każdej chwili podjechać. Moje podróżowanie polegało na tym, że podjeżdżałam samochodem, zatrzymywałam się, obchodziłam cały obiekt dookoła, robiłam zdjęcia i szczęśliwa wracałam do domu. Siadałam do komputera i szukałam informacji na ten temat. Zanim pojawił się problem koronawiursa, mniej więcej od trzech lat wprowadziłam sobie taką zasadę, żeby nie było, że cudze chwalicie, swego nie znacie i co najmniej raz w roku muszę odbyć jakąś podróż po Polsce. Wobec ostatnich wydarzeń i obostrzeń skoncentrowałam się na okolicy Świdnicy.
*Czego Marzena Zięba dowiedziała się o sobie podczas epidemii koronawirusa?
–To, co wiedziałam zawsze, że nie potrafię usiedzieć na miejscu, że wtedy się duszę. To zdecydowanie nie moje życie. Nie musiałam się dowiadywać o sobie czegoś nowego. Cenię też czas spędzony z samą sobą. Jestem też zapalonym działkowcem. Kiedy już jestem zmęczona całą tą sytuacją, kiedy wyłączam telewizję, to uciekam na działkę i tam wypoczywam.
Wally
2 czerwca, 2020 at 10:15 pm
Pozdrawiam serdecznie.
Jedna z najlepszych nauczycielek jaka mogła się trafić.