Nie chce się wpisywać w żadne ramy i role jednak najbardziej bliskie jest jej bycie feministką. Marta Frej, ilustratorka, komentatorka życia publicznego w Polsce a przede wszystkim wielka kibicka kobiet była gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej w ramach organizowanej w sobotę, 7 października Nocy Bibliotek. A to nie wszystko co dla uczestników przygotowali organizatorzy.
Wydarzenie rozpoczęło się wernisażem prac Elizy Kamianowskiej. Na młodszych mieszkańców czekała strefa Lego, pokazy robotów, warsztaty czy turnieje a nawet nocne rozgrywki planszówek.
Sporym zainteresowaniem cieszyła się również wystawa prac Marty Frej „Jestem silna, bo…”. Jak przyznała autorka, na jej skrzynkę mailową spłynęło ponad 2000 wiadomości, w których polskie kobiety opisywały swoje życie i to z czym musiały lub muszą się mierzyć w codziennym życiu. Na grafikach są zatem twarze prawdziwych osób i zdania, które padły w tych listach. W trakcie rozmowy przeprowadzonej przez Roberta Staniszewskiego autorka przyznała, że nie lubi być szufladkowana w rolach, chociaż wie, że tego się od niej oczekuje. Najbliższe jej sercu jest bycie feministką i to napawa ją prawdziwą dumą.
–Nie mam w ogóle potrzeby szufladkowania siebie. Mam na imię Marta, bo tak nazwali mnie rodzice. Gdybyście mówili na mnie inaczej i ja bym o tym wiedziała, to pewnie reagowałbym normalnie. Nie utożsamiam się z żadnym wyrazem. Nie myślę o sobie w kategorii malarka, publicystka, chociaż świat tego ode mnie oczekuje. Mnie to męczy. Ja chciałabym być nienazywana. Nie chcę się określać. Niewątpliwie najbliższa memu sercu jest etykietka feministki. Gdy ktoś mnie tak nazywa czuję niezwykła dumę– mówiła Marta Frej.
Noc Bibliotek zakończyła się wspólnym planszowaniem.





































































