Swoje pierwsze kroki w siatkarskim świecie stawiała w Świdnicy. Grała w tak renomowanych klubach jak KS Kolejarz Katowice czy BKS Bielsko-Biała. Medalistka Mistrzostw Europy i Polski. Święciła sukcesy zarówno jako zawodniczka oraz jako szkoleniowiec i działaczka klubowa. W styczniu tego roku za wieloletnią działalność została nagrodzona Złotą Odznaką Honorową „Zasłużony dla Województwa Dolnośląskiego”. Jak sama zauważa siatkówka jest częścią tożsamości świdniczan. – Nigdy nie unikałam obowiązków – mówi Elżbieta Gaszyńska, sportowa ikona naszego miasta opowiada nam o swojej fascynacji siatkówką i zaangażowaniu w jej promocję.
*Kiedy rozpoczęła się pani przygoda z siatkówką?
-Pan Tadeusz Ząbek chodził po wszystkich szkołach w Świdnicy i zapraszał wysokie dziewczyny na halę. Zaczęło się bardzo typowo, ale udało mi się przy tym wytrwać.
* Czy sport miał duży wpływ na pani dotychczasowe życie?
– Myślę, że miał. Nieraz zastanawiałam się czy to sport wykształcił we mnie pewne cechy, czy trafiłam do sportu właśnie ze względu na to, że miałam ku temu predyspozycje. Sport bardzo dużo uczy. Rozwijają się takie cechy jak zorganizowanie, punktualność czy obowiązkowość. 30 lat temu wyczynowo skończyłam uprawiać sport i 30 lat zostałam przy sporcie w różnym charakterze. Byłam trenerem i prezesem. Obecnie jestem członkiem zarządu w wojewódzkim związku we Wrocławiu. Prowadzę także wydział szkolenia, który jest odpowiedzialny za reprezentacje wojewódzkie. Funkcjonuje również w wydziale młodzieżowym w Polskim Związku Piłki Siatkowej. Jak widać jest to piękna, niekończąca się przygoda z siatkówką.
* Czym jest dla Pani Polonia Świdnica?
– Moim klubem macierzystym. Często spotykam ludzi, którzy jeszcze pamiętają moje występy w barwach Polonii i jest to bardzo miłe. To świadczy o tym, że to było dla nich coś bardzo ważnego. Uważam, że siatkówka jest częścią tożsamości świdniczan.
*Przez lata bogatej kariery święciła pani wiele sukcesów. Czy któryś z nich wspomina najlepiej?
– Myślę, że trudno byłoby wybrać tylko jeden. Były to różne etapy. Na pewno medalowe historie Mistrzostw Polski czy Mistrzostw Europy zapadły w pamięci. Będąc trenerem ważny dla mnie był też srebrny medal juniorek podczas finałów Mistrzostw Polski, które odbywały się w Świdnicy (1999 r. przypomina redakcja). Jest to ostatni medal juniorek w Mistrzostwach Polski.
* Czy po zakończeniu kariery zawodniczej, będąc już trenerem nie miała pani czasami ochoty żeby jeszcze wrócić na boisko?
– U mnie odbyło się to dość płynnie. Jeszcze będąc czynną zawodniczką dostałam propozycję pracy w szkole. Była to ówczesna Szkoła Podstawowa nr 3 w Świdnicy. Opiekowałam się grupą, prowadziłam z nimi lekcje, a w weekendy rozgrywałam swoje spotkania ligowe. Później prowadziłam kolejne sekcje. Wiadomo, że trener powinien być aktywny i ”sprawny fizycznie”. Czasami jakieś zagranie trzeba pokazać, piłkę splasować, zagrać.
*Na co dzień pracuje pani z dziećmi i młodzieżą. Czy zauważa pani ten niebezpieczny trend wszechobecnej cyfryzacji, że uczniowie zamiast garnąć się z radością na boisko wolą posiedzieć na ławce z telefonem w dłoni?
– Akurat ja mam do czynienia już z dziećmi, które są już w klubie i są zakochane w siatkówce. Uważam, że jest tu bardzo duża rola rodziców i nauczycieli. Zwalnianie dzieci z lekcji wychowania fizycznego nie jest niczym dobrym. Często przyczyną takiego postępowania jest strach przed zaniżoną średnią ocen. WF powinien być przyjazny dla uczniów i większości przypadków tak właśnie jest. Nauczyciele muszą zarażać pasją i entuzjazmem. Zdaję sobie sprawę, że wszystkie elektroniczne gadżety są fajne i często przydatne. Po prostu trzeba we wszystkim wyważać odpowiednie proporcje.
*Podobno pani pasją poza siatkówką jest także czytanie.
– Korzystam z biblioteki, ale obecnie nie mam wypożyczonej żadnej książki, bo są Ebooki. Czytanie było dla mnie odskocznią, kiedy przychodziłam zmęczona z treningów, albo wracałam z wyjazdów sięgałam po lekturę. Obecnie upajam się życiem – przyznaje żartobliwie Elżbieta Gaszyńska i dodaje – Lubię czytać reportaże oraz dużo historycznych rzeczy. Mamy do tego teraz spory dostęp, różnych autorów i wydań.
*Dziękuję za rozmowę.
rozmawiał Daniel Gębala
Pracując w klubie czułam potrzebę działania. Nigdy nie unikałam obowiązków. Jak trzeba było być prezesem, to byłam prezesem dwie kadencje. To było świetne życiowe doświadczenie. Nauczyłam się kilku rzeczy, których w życiu prywatnym nie miałabym okazji poznać. Dlatego dziś łatwiej pracuje mi się w zarządach. Reprezentuję Dolny Śląsk w zebraniach sprawozdawczo – wyborczych w Warszawie. Jak trzeba się pokłócić to się kłócimy, ale o dobrą sprawę. Kiedyś było takie powiedzenie – w zdrowym ciele zdrowe ciele. Jeśli ktoś się nie nadawał do nauki, wysyłano go do sportu. Dziś młodzież świetnie się uczy, dostaje nagrody naukowe. Jeśli ktoś jest dobrze zorganizowany znajdzie czas na naukę oraz trening sportowy. Pomagają w tym także uczelnie wyższe. Kiedyś bardzo trudno było otrzymać indywidualny tok nauczania, dziś na szczęście nie ma już z tym większych problemów.