Witold Kowaliszyn i Dariusz Miziarski tworzą BERKANAN – zespół, dla którego granice nie istnieją, a historie i legendy opowiadane są dźwiękami. Właśnie wydali swoją drugą płytę.
„Kokopelli” – tytuł Waszego drugiego albumu to imię starego bóstwa czczonego przez amerykańskich Indian. Jest to postać „grającego na flecie”. Czy to dźwięki tego instrumentu towarzyszą słuchaczom na całej płycie?
Dariusz Miziarski: Ta postać grajka to człowiek-szarańcza, tak zwana „Kokopelli” nim jest bardzo, bardzo stara i pochodzi z Ameryki Północnej. Brzmi ona mniej więcej tak: „kiedy ludzie wędrowali przez świat w poszukiwaniu swojego miejsca do życia, towarzyszyli im ludzie-szarańcz (Kokopelli). Po pewnym czasie dotarli na górę, na której postanowili się osiedlić, lecz była już ona zajęta przez potężnego Orła. Ludzie wysłali Kokopelli, by poprosili Orła o zgodę na jej zasiedlenie. Ptak dał ludziom zadania do wypełnienia, które musieli spełnić. Zrobili to, po czym Orzeł wziął łuk i wystrzelił strzałę, która godziła Kokopelli prosto w serce, zaczął on krwawić. Wyjął jednak flet i zaczął grać rzewną melodię. Zdziwiony Orzeł strzelił do drugiego z nich, lecz ten zrobił dokładnie to samo. I tu jest to drugie dno tej legendy, jak powstała muzyka? Po co powstała? Mamy tu wyraźny przekaz, iż muzyka, jej pierwsze dźwięki, powstały po to, ażeby uleczać ludzi, uleczać ich ciało. Później muzyka była wykorzystywana duchowo, a dopiero od niedawna muzyka stała się po prostu czystą rozrywką. Czyli można by rzec, iż muzyka ulecza nasze dusze i ciało! Ta stara legenda jest bardzo bliska naszej muzyce, którą tworzymy, idealnie odzwierciedla nasz stan duchowy, filozoficzny i emocjonalny. To na niej oparty był od samego początku koncept nowego materiału na płytę. Prolog, który otwiera całą muzyczną opowieść, jest wejściem do Świata Snu, gdzie właśnie ów flet, na którym pogrywają Kokopelli jest bardzo dobrze słyszalny, gdzieniegdzie przebija się jeszcze w kilku utworach.
W swojej muzyce sięgacie po neofolkowe brzmienia, których źródłem jest bez wątpienia magiczność dźwięków z różnych zakątków świata, a także epok. Skąd czerpiecie zatem inspirację do tworzenia?
Witold Kowaliszyn: Zgadza się, inspiracje czerpiemy z różnych zakątków świata. Interesujemy się pradawnymi wierzeniami, ludami, zapomnianymi krainami czy mrocznymi rytuałami, lecz zawsze bierzemy pod uwagę instrumentarium, które posiadamy w zespole. Nie mamy instrumentów z całego globu, więc korzystaliśmy z tego, co mamy. Na przykład w utworze „Nyame” z Wybrzeża Kości Słoniowej nie mieliśmy zbyt wielu instrumentów akurat z tamtych rejonów, więc próbowaliśmy oddać klimatem muzycznym ten temat. I zazwyczaj jest tak, że jednak coś posiadamy, tak jak w utworach takich „Sleipnir Raidho” czy „Jormungand”, które są bardziej nordyckie, mamy tagel-harpę, więc stworzyliśmy typowe brzmienie kojarzące się z tym miejscem. Natomiast w utworze „Ayahuasca” wykorzystaliśmy bardzo dużo żywych instrumentów, przeszkadzajek i perkusjonali, co uczyniło z niego żywy taniec dźwięków. Także bywa z tym różnie, to wszystko zależy od konceptu, zamysłu już na fazie produkcji danego utworu. Czasami mamy opracowane od razu aranże z poszczególnymi instrumentami, które nakierowują nas, z jakiej kultury skorzystać. Często posiłkujemy także instrumentami wirtualnymi, samplowanymi, które brzmią jak prawdziwe, za które brzmienie odpowiada głównie Darek.
Płyta ta różni się od poprzedniej przede wszystkim mroczniejszymi akcentami. Przestrzenią do jej słuchania powinna być cisza?
D.M: Drugi krążek bardzo różni się od naszego debiutu z 2019 roku. Nie znajdziemy tutaj słowiańskich pradawnych przepowiedni i jasnych linii melodycznych. 90 procent materiału na płycie „Kokopelli” to mroczne dźwięki i klimaty opowiadające dźwiękami o zapomnianych krainach i wymarłych ludach, a także o ich wierzeniach i rytuałach. Przez ponad godzinę przeprowadzamy słuchacza od Ameryki Północnej, poprzez Meksyk w utworach „Tlaloc” czy „Hinmaton Yalatkit” i „Kokopelli”, skandynawskie mroczne klify utworami Sleipnir Raidho czy Jormungand, ocierając się o Daleki Wschód w utworach Kalash czy Czoga Zanbil by dotrzeć w końcu na Wybrzeże Kości Słoniowej z utworem „Nyame”, popijając przy tym magiczny napój Ayahuasca pochodzący z Ameryki Południowej. Pomimo tak dużej różnorodności w stylistyce utworów z różnych zakątków świata, znajdziemy w nich bardzo dużo wspólnych cech i zabiegów muzycznych w aranżacjach. To celowy zabieg, który miał na celu zespolić, ujednolicić większość materiału w całość. I dlatego wpadliśmy na pomysł, aby dużą większość utworów zbudować na rytmicznych, motorycznych frazach wokalnych i dźwiękach „paszczowych”. To sprawiło, iż utwory mają bardzo surowy, naturalny wspólny mianownik i akcent muzyczny. Trochę tych poszczególnych fraz na płycie znajdziemy, bo średnio na jeden utwór przypada ich kilka. Bardzo nam zależało, aby ta druga płyta była bardziej organiczna, żywa, przy czym zachowała nasze już wcześniej wypracowane brzmienie. Wokalizy Witka dopełniły idealnie całą stylistykę muzyczną, oddając przy tym klimat danego utworu. Dlatego też zawsze zalecamy, aby przesłuchać naszą płytę w spokoju najlepiej ze słuchawkami na uszach i oddać się w stu procentach tym dźwiękom, wchłaniając przy tym każdą cząstkę tej płynącej pozytywnej energii.
Gdzie w najbliższym czasie odbywać się będą koncerty?
W.K: Na tę chwilę mamy zaplanowane na razie 3 ciekawe wydarzenia, w czasie których zagramy. 10 czerwca w Wałbrzychu w Coolturalna Montownia na terenie Starej Kopalni odbędzie się koncert połączony z wernisażem bardzo ciekawych prac graficznych, klimatem bliskim naszemu muzycznemu sercu. 25 czerwca zagramy w Złotym Lesie na dużej imprezie cyklicznej Noc Świętojańska, a 9 lipca w Wierzbnej na corocznym Jarmarku Średniowiecznym. Muzyka, którą tworzymy, idealnie pasuje do tego typu ciekawych wydarzeń i bardzo się cieszymy, jeżeli tylko możemy brać w nich udział! Co do reszty miejsc, terminów jeszcze nie są pewne na 100%.
Jakie są Wasze plany na przyszłość?
D.M: Z pewnością nie zaprzestaniemy rozwijać na tych dwóch płytach naszej nietuzinkowej działalności muzycznej. Cały czas pozyskujemy coraz to większe, wysublimowane grono słuchaczy tego typu muzyki. Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, iż to, co robimy muzycznie, nie jest bardzo popularne, choć od kilku lat widać tendencję do wzrostu zainteresowania taką muzyką. Może to objaw przejedzenia się wyświechtanymi stereotypami twórczymi w komercyjnych kanałach dystrybucji cyfrowej albo większe zainteresowanie pradawną słowiańską historią? To akurat nas cieszy, lecz nie oczekujemy bardzo dużych fajerwerków. Czas pokaże, co dalej będzie się działo z muzyką folkową i jej wszelakimi odłamami, zwłaszcza na polskim rynku muzycznym. Także działamy mocno dalej! I aby nie być gołosłownym, to już teraz uchylimy rąbka tajemnicy i powiemy, że mamy gotowy jeden, promujący utwór na trzeci krążek, który to będzie całkowicie w stylistyce pradawnych słowiańskich wierzeń, obyczajów, bóstw słowiańskich i legend. To będzie prawdziwa gratka dla fanów klimatów Welesa czy Mokosza.
Gdzie można kupić najnowszą płytę, posłuchać Was on-line?
W.K: Płytę „Kokopelli” jak i pierwszą, można zakupić poprzez stronę www.arenamuzyczna.pl czy www.berkananmusic.com lub po prostu pisząc do nas na FB zespołu @berkananmusic. Możecie także posłuchać i kupić płytę w formie cyfrowej na platformach streamingowych: Spotify, Deezer, Tidal, Music Amazon czy Empik. Wspomnę jeszcze, że dla wszystkich osób, które kupią płytę, w środku znajduje się specjalny KOD QR, gdzie po jego zeskanowaniu przekieruje nas do specjalnej strony www, gdzie można pobrać całą płytę „Kokopelli” w postaci plików MP3 zupełnie za darmo! Wówczas nasza muzyka będzie zawsze i wszędzie z Tobą!
Dziękuję za rozmowę.
D.M.: Dziękujemy bardzo za możliwość podzielenia się z Państwem naszą muzyczną wizją i zapraszamy na najbliższe koncerty. Wszystkiego dobrego!