– Nasze początki to głównie animacje urodzinowe. Dojeżdżaliśmy do klientów autobusami ze sprzętem spakowanym do wielkiego turystycznego plecaka. Dziś, jadąc na imprezę, pakujemy się do busa, trzech przyczep i dalej jest nam ciasno! – mówi Anna Sobczyk, właścicielka firmy Ale Heca, zajmującej się organizacją imprez dla dzieci.
* Jak długo trwa Pani przygoda z animacją? Skąd pomysł na wybór takiego właśnie sposobu na życie?
– Moja przygoda z animacją zaczęła się przypadkiem w 2006 roku. Byłam na studiach we Wrocławiu, gdy koleżanka z harcerstwa zaproponowała mi pracę w firmie swojej siostry, która organizowała imprezy urodzinowe dla dzieci. Przyznam, że stresowałam się przed pierwszymi urodzinami. Jednak, kiedy przyszły dzieci i wcieliłam się w swoją rolę (akurat wtedy kapitana pirackiego statku), to cały stres minął i nie wiadomo, kiedy zleciały te dwie godziny.
* Jak to się stało, że zdecydowała się Pani na założenie firmy z takiej właśnie branży? Pamięta Pani początki funkcjonowania firmy? Ile osób pracowało wtedy u Pani? Czym dokładnie się wówczas zajmowaliście? Organizacją imprez, świadczeniem usług animatorskich? Jak to wyglądało?
– W 2008 roku los sprawił, że nagle zdecydowaliśmy się na powrót do Świdnicy ze studiów. I wtedy pojawiła się myśl o założeniu własnej firmy. Widzieliśmy potencjał w tym mieście – dobre położenie, duża ilość placówek oświatowych, mała konkurencja. W tym roku również wzięliśmy udział w konkursie na najlepszy debiut gospodarczy, organizowanym przez Urząd Miejski. Zajęliśmy drugie miejsce i zdobyliśmy dofinansowanie na rozwój firmy. W lutym 2009 roku zarejestrowaliśmy działalność, więc w tym roku „stuknęło” nam okrągłe 10 lat! Nasze początki to głównie animacje urodzinowe. Razem z Dawidem, moim mężem, dojeżdżaliśmy do klientów autobusami ze sprzętem spakowanym do wielkiego turystycznego plecaka. Dziś, jadąc na imprezę, pakujemy się do busa, trzech przyczep i dalej jest nam ciasno!
*Co stanowiło dla Pani wówczas największe wyzwanie?
– Wieść o naszych animacjach bardzo szybko się rozchodziła wśród rodziców. Potrzebowaliśmy animatorów do pomocy. Ogromne doświadczenie w pracy z dziećmi zdobyliśmy dzięki harcerstwu i tutaj też postanowiliśmy szukać chętnych do pracy w naszej firmie. Na początku działalności każdą zarobioną kwotę inwestowaliśmy w nowy sprzęt i wtedy pojawiły się problemy logistyczne związane z magazynowaniem sprzętu i jego transportem na imprezy. Na szczęście mogliśmy liczyć na pomoc rodziny, która wygospodarowała dla nas trochę miejsca w komórce… a później w garażu… i jeszcze na strychu. Przyznam, że mamy wielkie szczęście do ludzi, których spotkaliśmy na swojej zawodowej ścieżce. Mieli oni ogromny wpływ na nasz zawodowy start – bardzo utalentowane krawcowe, kreatywny stolarz, który robił cuda z drewna, niezawodny twórca strony internetowej i profesjonalny kamerzysta, który uwieczniał nasze Dni Bańki Mydlanej.
* Kiedy cała ta machina nabrała rozpędu? Kiedy poczuła Pani, że firma zaczyna się prężnie rozwijać? Że decyzja o wyborze takiej działalności była dobrą decyzją?
– Mniej więcej po dwóch latach zaczęliśmy dostawać większe zlecenia na animacje podczas imprez firmowych. Wtedy zaczęliśmy inwestować w większy sprzęt, jak wielkie klocki, mobilne pola do mini golfa czy nasze drewniane gry wielkoformatowe. Pozytywne opinie klientów po animacjach bardzo szybko utwierdziły nas w przekonaniu, że decyzja o założeniu działalności była słuszna. Cieszy nas również fakt, że klienci zostają z nami na lata. Bardzo nas to mobilizuje do dalszego rozwoju, inwestowania w nowe atrakcje i tworzenia ciekawych animacji.
* Czy trudno jest kobiecie godzić życie zawodowe z prywatnym? Jest Pani mamą dwójki dzieci, jak Pani radzi sobie ze wszystkimi obowiązkami?
– Czy trudno jest kobiecie godzić życie zawodowe z prywatnym? Nie chcę się wypowiadać za inne kobiety. Mam wielkie szczęście do ludzi. Zawsze mogę liczyć na pomoc męża, rodziny, przyjaciół w opiece nad dziećmi lub chociaż podwiezieniu animatorów na imprezę. W czasie ciąży i przez pierwsze miesiące po narodzinach dzieci nieoceniona była pomoc i zaangażowanie naszych animatorów. To oni byli wówczas wizytówką naszej firmy na imprezach. Jak widać, imprez wciąż przybywa, więc wywiązali się ze swojego zadania rewelacyjnie. Oczywiście czasami zdarzają się awaryjne sytuacje, w których muszę zabrać Franka (4,5) i Antka (2,5) do pracy, ale im to w ogóle nie przeszkadza.
* Skąd czerpie Pani pomysły na atrakcje dla dzieci, zabawy?
– Na początku naszej działalności bazowaliśmy na doświadczeniu i wiedzy zdobytej przez lata w harcerstwie, prowadząc gromady zuchowe. Obecnie wiele inspiracji czerpiemy z internetu. Staramy się, aby proponowane przez nas atrakcje były nieszablonowe. Dlatego wciąż rozwijamy naszą ofertę drewniany gier wielkoformatowych. Jednak i tak nasze atrakcje by się nie sprawdziły na imprezie bez kreatywnych animatorów. To dopiero jest kopalnia pomysłów!
* Jakie cechy charakteru powinien posiadać animator?
– Animator powinien lubić pracować z dziećmi. Jeśli ta praca sprawia mu frajdę, to już połowa sukcesu. W tym zawodzie bardzo przydatna jest kreatywność i elastyczność. Dodatkowe zainteresowania i umiejętności (np. taneczne, plastyczne) będą na pewno dużym atutem. Bardzo się cieszę, że w naszym zespole nigdy nie brakowały chłopaków z zacięciem do animacji. Można nawet powiedzieć, ze historia zatoczyło koło, bo cztery obecne animatorki to nasze pierwsze „klientki” urodzinowe.
*Dziś Ale Heca jest marką rozpoznawalną w całej Świdnicy. Jakie ma Pani plany na przyszłość?
– Dla mnie Ale Heca to dziś zespół animatorów, który chciałabym rozwijać. To oni stanowią trzon naszej działalności. Na pewno wciąż będziemy wzbogacać nasz zestaw drewnianych gier wielkoformatowych. Musimy też poszerzyć naszą „flotę” samochodową, która wozi sprzęt na imprezy. Okazuje się, że nie jest z gumy, a sprzętu ciągle przybywa.
foto: Tomasz Hałas
